środa, 30 marca 2016

Kochani szarlatani, czyli jak (nie)wyleczyć się z cukrzycy Typu 1.

Cukrzykujemy ze znajomymi cukrzykami intensywnie. Po świętach - wiadomo - poziomy glikemii mamy sobie różne. Mnie dzisiaj magiczna "dwójka z przodu" przywitała przed "śniadanioobiadem". Stąd dramatyczny post na grupie i porady moich Wspaniałych Cukrzyków. A porady różnorodne.
Zaczęto od poradzenia nieszczęsnej żeby już poleciała stypę załatwiać (ale adresu knajpy to już nie podali - łobuzy), potem dorzucono, że właściwie to i zakup trumny nie będzie od rzeczy (bo jeśli nawet nie skonam od razu, to przecież cukry rzędu 200 jeszcze mogą się trafić i mnie wreszcie wykończyć). Następnie polecono "powszechnie znane" metody na obniżenie cukru: morwa, cynamon, kiszona kapusta, woda z ogórków i tak dalej i tak dalej.... nawet proszek do pieczenia aplikowany metodą "dowcipną". A na koniec poradzono, żeby w ogóle to na rentę pójść. Bo cukrzyca Moi Mili poczucia humoru nie wyłącza. A jeśli nawet to na szczęście nie wszystkim.

Inną parą kaloszy są osoby, które święcie wierzą w magiczne sposoby na "obniżenie cukru" - ileż ja się tego nie naczytałam, a ile nie naklęłam i pod nosem i całkiem głośno czytając lub słuchając różnego typu "dobrych rad". Nasze "cukrzykowe" żarty to jedno, ale kiedy ktoś (nawet w możliwie dobrej wierze) przekonuje mnie, że z cukrzycy mnie wyleczy (skutecznie ponoć) to niekiedy łapki opadają... i nie tylko łapki. 

W mojej cukrzycowej karierze spotkałam się już ze stosowaniem wody z cytryną zamiast insuliny (bo obniża! - w zaparte idą tłumy i nie przetłumaczysz), z magicznymi właściwościami fasolki po bretońsku (i tutaj najchętniej bym uwierzyła, bo generalnie fasolki jestem zdeklarowaną fanką i bardzo chętnie jadłabym ją w każdej ilości), po której poziom cukru spada (po "przyciśnięciu" cudotwórczyni okazało się, że na to magiczne jedzenie jednak insulinę podała... no ale spadło "po fasolce"), o magicznych jagódkach ze słoika (do tej pory fascynuje mnie co oprócz wspomnianych jagódek do tego słoika trafiło, że takie działanie miało) i kapuśniaku, po którym sama hipo zaliczyłam, ale z powodu "błędu rachunkowego" a nie cudownych właściwości zupy z kapusty. Pół biedy jeszcze jak te "rewelacje" przeczyta "stary cukrzyk" z jako takim pojęciem o swojej chorobie. Przymruży oczko, pośmieje się i pójdzie wziąć insulinę. Gorzej jak trafi na to "świeżak" - to może być naprawdę groźne, bo uwierzy i będzie albo kłopot albo dramat.

Najbardziej szkodliwym dla zdrowia (i kieszeni) jest jednak szał na szarlatańskie metody. Ziółka za ciężkie pieniądze, wibratorki i energetyczna woda (tudzież sianko?!) - wszystko to ma WYLECZYĆ z cukrzycy. Jak również, równie kosztowne, specjalne programy dietetyczne (w tym moja "ulubiona" dieta paleo - jedynie dla zamożnych, bo składniki iście królewskie). Powiem uczciwie, że to wkurza mnie najbardziej, bo jak jeszcze pomysły cynamonu, czarnuszkoolejku i innych wynalazków jestem w stanie tolerować (to znaczy zwalczać, edukując ale możliwie bez nerwów), tak na te wszystkie kosztowne wynalazki jestem cięta niesamowicie. Jest to po prostu najzwyklejsze oszustwo, kłamstwo i żerowanie na nieszczęściu innych. Szczególnie chyba boleśnie dotyka to rodziców małych cukrzyków, bo oni najbardziej chyba szukają "cudownej metody" na uleczenie swojego dziecka. I to jest zrozumiałe. 

Niestety - to jest choroba (na dzień dzisiejszy) NIEULECZALNA. My NIE WYZDROWIEJEMY. Taka jest prawda - brutalna, ale trzeba się z nią pogodzić. Bo inaczej można zrobić krzywdę - sobie lub osobom, które są pod naszą opieką. Z tym da się i trzeba żyć, a historyjki o morwie, cynamonie i innych cud-środkach i metodach, póki co włożyć między bajki... i to nie te dla dzieci.

4 komentarze:

  1. Ciekawy post. Sama na szczęście nie choruję na cukrzyce, ale mam w rodzinie kilka osób męczących się z tą chorobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojtam ojtam - cytując klasyka ;) aż tak męczące to nie jest jak na pierwszy rzut oka wygląda :)

      Usuń
  2. Jak w naszej rodzinie pojawiła się cukrzyca (u siostrzenicy męża) wszyscy myśleliśmy, że to koniec świata. Tymczasem tak jak piszesz "z tym da się żyć".

    OdpowiedzUsuń