wtorek, 26 marca 2013

Słodko o trosce…

Czasami bywa tak, że na siłę chcemy być silni. Kiedy wszystko wokół się wali myślimy, że zostaliśmy sami. A potem okazuje się, że to wcale nie jest tak. Są ludzie, którzy się troszczą. Mimo tego, że daleko, że nie „pod ręką”… Czasem wystarczy cicho wspomnieć o komplikacjach, żeby usłyszeć (czy przeczytać): „przedzwonię, bo mi się to nie podoba…” To daje nadzieję i zmienia punkt widzenia. Dobrze wiedzieć, przypomnieć sobie, że tak jest…
A poza tym – rozkraczone auto-skarbonka i wizja bankructwa… żeby nie było za słodko

czwartek, 14 marca 2013

Na słodko – o insulinie

Mam cukrzycę. Choruję sobie od jakiegoś czasu. Mam szczerą nadzieję chorować jeszcze jakieś 50 albo i 60 lat. Kiedy mówię o tym, pierwsze pytanie jest: „bierzesz tabletki czy już insulinę?” Taak „już” insulinę. Wtedy następuje fala niedowierzania i współczucia, bo „taka młoda”, „taka biedna”, „ja bym nie mógł/nie mogła”. No tak. Młoda – owszem, biedna? Wcale.
Insulina ratuje mi życie. Gdyby nie ona to pewnie miałabym problem z dożyciem trzydziestki, a czterdziestki bym na pewno nie dociągnęła. Nie jest to wielka upierdliwość, jeśli spojrzeć na alternatywę. Żyję i to się liczy. Żyję i mogę (prawie) wszystko. Dlaczego prawie? Bo pewnie nie pozwolą mi zostać operatorem dźwigu, jeśli taka fanaberia mnie najdzie. A poza tym? Poza tym muszę dbać o siebie, co zdecydowanie jest pożyteczne. Jeść regularnie, ruszać się, żyć zdrowo – czy to naprawdę jest taka tragedia? Bywają większe, ba – przeżyłam większe. Dwa poronienia, małżeństwo z piekła rodem, utrata jednego z rodziców – to były tragedie. A cukrzyca? Całkiem niezła koleżanka – w sumie mało uciążliwa, jeśli już się z nią zaprzyjaźnić. Insulina? Najlepsiejsza przyjaciółka.
Obalając mity: zastrzyki z insuliny nie bolą (no prawie wcale), to już pomiar cukru jest chyba gorszy. Komfort życia właściwie mi się poprawił – musiałam się nauczyć dbać o siebie, więc też nie mogę narzekać. Powiem więcej – poważna choroba pomaga docenić życie i uczy cieszyć się nim najlepiej jak się da.
Cukrzyca? I co z tego? Żyjemy dalej… I dzięki Bogu za insulinę…

sobota, 9 marca 2013

Kawa...

Uwielbiam. Najlepiej z dużą ilością mleka. Smak, gorycz, łagodność mleka. Uwielbiam dobrą kawę. Rozmowy przy kawie też uwielbiam -na tematy błahe i te poważniejsze. Rozmowy bez kawy zresztą też. Z kawą jednak przyjemniej. Pod warunkiem że z dobrą kawą i w dobrym towarzystwie. W ramach zmiany życia na lepsze coraz częściej rezygnuję z niedobrego towarzystwa i niedobrej kawy. I tak jest zdecydowanie przyjemniej – nic na siłę, a sporo dla przyjemności. Hedonizm czy dojrzałość?
Szkoda tylko, że latte podnosi cukier… no ale za przyjemności trzeba płacić… choćby insulinką.

wtorek, 5 marca 2013

Chichot losu...

Uwielbiam dzieci. Małe i większe. Wszelkie. Marzyłam o tym, żeby mieć własne. Wszystko wskazuje na to, że nie będzie mi to dane. Z zazdrością (daleką od zawiści) spoglądam na koleżanki i kuzynki wychowujące własne potomstwo. Wiele bym dała, żeby być choć przez chwilę na ich miejscu. No ale pewnie ma to swoje zalety – mogę psuć dzieciaki na potęgę bez konsekwencji. Być tą dobrą i kochaną… I tak tylko odrobinkę zazdrosną.
Poroniłam dwa razy, moje małżeństwo się właśnie rozpada, nadziei chwilowo nie widać. Czas ucieka… Dzisiaj gorzko, bo słodko nie może być zawsze… Z nadzieją, że nikt tego nie przeczyta…

sobota, 2 marca 2013

Kręte ścieżki przeznaczenia…

Krótka wycieczka sentymentalna narobiła poważnego zamieszania w moim życiu. Pojechałam gnana tęsknotą za przeszłością, młodością i szeroko pojętymi „dawnymi czasami”. Wróciłam zdezorientowana całkowicie i gotowa do przemeblowania całego swojego życia. Zaowocowało to postawieniem na jedną kartę – czy właściwą? Czas pokaże – obym się nie pomyliła.
Spontaniczne działania kosztują mnie zwykle sporo, a tym razem cena wydaje się być bardzo wysoka. Ale mam wrażenie, że najwyższa pora była przyjrzeć się swojemu życiu i zacząć zmieniać to, co zmiany się domagało od dawna.