niedziela, 19 maja 2013

Torebkowanie...



Mam totalnego bzika na punkcie torebek – znana jestem z tego. Szczególnie moja Mama jak zarazy unika chodzenia ze mną po sklepach, w których można się przy wystawce z torebkami zatrzymać. Uwielbiam je oglądać … no i kupować.
Torebka idealna – ma być ładna, w pięknym kolorze i … cóż – wołać do mnie wielkim głosem: „jestem Twoja”. Najczęściej, kiedy już idę z zamiarem dokonania zakupu – idę po czarną torebkę. Bo klasyczna, uniwersalna i praktyczna. Tym sposobem nabyłam już: dwie czerwone, chabrową, zieloną, koralową i beżową… Czarną kupiłam ostatnio – przez przypadek. Bo akurat poszłam bez konkretnego planu.
Moja torebka musi być pojemna – mam całe mnóstwo rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie życia. Portfel, telefon, kilka kompletów kluczy, glukometr, insulina, kosmetyki i eksiążek. Naprawdę ciężko to upchnąć w kopertówce.
Ano właśnie – jeśli chodzi ostanio o kupowanie torebek to muszą spełniać bezwzględnie jeden warunek – mieścić glukometr i opakowanie z penem. Całkiem maleńkie kopertówki odpadają (zresztą i tak wyglądam z nimi śmiesznie). No to teraz na zakupy? Nie no – dopiero po wypłacie.

niedziela, 12 maja 2013

O przemocy...

Pierwsze uderzenie w twarz – szok. Ale jak? Dlaczego? Przecież tego się nie robi. „Nie chciałaś się uciszyć. Musiałem.” Kolejne – ta sama śpiewka. I wstyd. Bo przecież mądra, wykształcona, niby inteligentna… A jednak pozwala się uderzyć, poniżać. „Nic ci przecież nie zrobiłem.” Niedowierzanie i znowu wstyd. Dlaczego?
Sama nie wiem dlaczego się godziłam na takie traktowanie. Najwyraźniej jakaś część mnie uznała, że na to zasługuję, że może faktycznie jestem aż tak do niczego. „Zasługujesz na to, żeby Cię poniżać.” No ale jak? Przecież na to żaden człowiek nie zasługuje. Każdy ma godność i trzeba ją uszanować, prawda?
Kłamstwa, udawanie, gra… Kłamiesz, że wszystko jest w porządku, udajesz że przecież nic takiego się nie stało, grasz szczęśliwą, zakochaną… Taak – i masz coraz większy problem, żeby spojrzeć sobie samej w oczy, bo przecież to nie ty – jesteś wygadana, nawet pyskata. Ukrywasz się za poczuciem humoru i szerokim uśmiechem, który każdego dnia kosztuje więcej wysiłku. Z czasem przestajesz walczyć… nie fizycznie, bo to właściwie od początku nie ma sensu. Z czasem po prostu widzisz jak kolejne argumenty trafiają w próżnię, a kolejne obietnice są po prostu ignorowane. Aż pewnego pięknego dnia dochodzisz do wniosku, że nie masz już siły na udawanie. Że musisz zmusić się do okazania najprostszej czułości. Wtedy są dwa wyjścia – męczyć się dalej albo przestać.
Przestałam. Dlaczego właśnie wtedy? Nie mam pojęcia. Dlaczego nie wcześniej? Też nie wiem. Po prostu – miałam dość.

wtorek, 7 maja 2013

Majówkowo...

Wycieczka turystyczno-krajoznawcza obfitowała w niespodzianki i obnażyła moją ciężką sklerozę. W związku z wrodzonym zapominalstwem wycieczkę na cmentarz musiałam odbyć dwukrotnie… No cóż – życie ;) Generalnie – słodko, miło, uroczo i rodzinnie… czyli wszystko tak jak być powinno.