środa, 29 lipca 2015

Nie ogarniam...



W internetach wrze za sprawą nowego fejsbukowego wydarzenia „w 2015 nie będę mieć dziecka”. No dobrze – ja pewnie też. Nic wielkiego? Ano jednak zrobiła się z tego sprawa na miarę afery międzynarodowej. Publiczna deklaracja nieposiadania dziecka w danym roku stała się polem bitwy między „mamusiami” a „światłymi i niezależnymi” czy jak ich tam nazwać, żeby nie obrazić. Ze swojej strony rozumiem zarówno chęć posiadania potomstwa (nie nie nie – nie żeby ktoś zajął się mną na starość, albo zarobił na moją emeryturę) jak i brak takiej wewnętrznej potrzeby. Wolny wybór każdego i tak powinno być to traktowane. Obrzucanie się kalumniami, szkalowanie i teksty poniżej wszelkiego poziomu (każdej ze stron) moim zdaniem są bez sensu. Ktoś nie chce, nie może, nie potrzebuje mieć potomstwa – jego wybór, jego sprawa, jego życie. Ktoś inny ma dzieci, pragnie ich, uwielbia – tak samo.

Społeczeństwo się spolaryzowało: mamy wyraźny podział na „matki walczące” i „antynatalistów” – wojna domowa wisi w powietrzu, a ja się zastanawiam gdzie tu miejsce dla mnie? Bo chyba nie pasuję

środa, 1 lipca 2015

Dzieje się na świecie...



Odrobinę zbulwersowana obejrzałam ostatnio w telewizorni relację z „wizyty” w Polsce „drona aborcyjnego”. No czego to ludzie nie wymyślą… Co mnie zbulwersowało? Po pierwsze idiotyczne zachowanie P. Feministki, która w ramach robienia z siebie centralnego punktu przedstawienia, z apetytem pożarła tabletkę wczesnoporonną… No ok – chciała – zjadła. Może głodna była? Bo podejrzewam, że mimo wszystko nie w ciąży. Dlaczego mnie to bulwersuje? Bo jako osoba, było nie było, chora uważam, że atak na własne zdrowie nieuzasadniony okolicznościami (za uzasadnione okoliczności uważam ratowanie życia swojego, bądź innych, a nie idiotyczne z gruntu przedstawienie dla mediów) za przejaw kompletnego braku rozumu. Pomijając kwestie etyczno-moralne w sprawie aborcji, uważam że przyjmowanie jakiś końskich dawek hormonów tylko po to, żeby zrobić Panu Policjantowi zza Granicy na złość to głupota – i to mnie bulwersuje.

Co dalej? Dalej równie mocno poirytowała mnie Pani Założycielka grupy organizującej rzeczony event – wypowiadająca się, moim zdaniem kompletnie bez sensu. Pani owa stwierdziła co następuje: „W Polsce powinien być dostęp do aborcji na żądanie, bo nie ma edukacji seksualnej młodzieży.” Na zasadzie dofinansujmy kierowcom remont zawieszenia, zamiast naprawić drogi w kraju. Nie jestem fanką zakazu aborcji, bo wychodzę z założenia, że kto będzie chciał i tak się jej podda, a tego, kto nie chce żadne przyzwolenie tego nie zmieni.

Nie nie nie – zdecydowanie nie popieram aborcji – uważam, że traktowanie (jak by na to nie patrzeć) uśmiercenia własnego dziecka (i taak – uważam, że to już jest dziecko, a jako osoba, która w ciąży bywała przyznaję sobie do tego prawo i już), nie powinno być metodą antykoncepcji „po”. Nie chcesz dziecka? Oddaj je – są „okna życia”, są możliwości adopcji – ręczę, że ktoś na pewno będzie zachwycony, mogąc je wychować.

Co do tematu edukacji – jak każdy brak edukacji boli mnie potwornie. Bo nie rozumiem, dlaczego tak trudno jest przekazać bardzo prostą prawdę: „uprawiasz seks – możesz zrobić dziecko”?