niedziela, 26 stycznia 2014

Kawa z widokiem...



… czasami po prostu mnie nosi. „Wewnętrzny niepokój”? Szalone geny? Pierwiastek świra? Dość powiedzieć, że na wpół zbankrutowana potrafię zainwestować w kawę i jechać gdzieś, żeby ją wypić. Kawa z widokiem musi spełniać pewne warunki:
1. widok powinien być na wodę – małą, dużą, czystą, brudną, płynącą, stojącą, zamarzniętą… wszystko jedno – kompletnie bez znaczenia.
2. powinno być zimno – dlaczego? doprawdy nie mam pojęcia, ale z reguły jak zaczyna mnie nosić, szczególnie w kierunku wypicia owej „widokowej” kawy, zimno jest jak wszyscy diabli (no i z definicji zapominam wówczas rękawiczek).
3. jeżdżę sama – nie z wyboru – po prostu tak się składa, że jak nie mam się kim (z kim) zająć to mnie nosi…
Tak to już z tą „widokową” kawą jest. Dzisiaj płaszcz przymarzł mi do parkowej ławki… ale widok był piękny, więc warto było.