poniedziałek, 1 lipca 2019

Bo to wszystko przez Kasię i PigOuta czyli moja recenzja "kosmicznej krzyżówki Greya z Ojcem Chrzestnym"

Jeśli chodzi o recenzje innych ludzi, to jestem raczej nieufną bestią i wychodzę z założenia, że wszystko jest kwestią gustu i upodobań, a jak nie podoba się komuś innemu, to może zachwyci mnie. I tym sposobem niniejszym zmarnowałam kilka(naście?) godzin życia. 

Otóż - krążą po internetach bardzo mało pochlebne opinie o polskiej mafijnej trylogii. Na oficjalnej stronie sprzedawcy tegoż arcydzieła czytamy, że to utwór "obrzydliwie romantyczny, skrajnie prawdziwy i inspirujący..." Z całego tego opisu mogę potwierdzić jedynie, że obrzydliwy.

Ale do rzeczy. Krótki zarys fabuły: niespecjalnie rozgarnięta, aczkolwiek przekonana o własnej niebotycznie wysokiej wartości warszawska nałogowa pijaczka jedzie na urodzinową wycieczkę na Sycylię, gdzie porywa ją mafiozo, któremu w malignie się przyśniła. Dzielna Laurita opiera się oprawcy całe 3 dni, po czym grzecznie pozwala się "zgwałcić" w zamian za szafę ciuchów i kozaki od Givenchy. W międzyczasie w stanie wskazującym usiłuje się utopić, spadając z jachtu - niestety nieskutecznie. Dalej mamy opisane iście gimnazjalnym językiem sceny seksu i zakupów, następnie zakupów i seksu, żłopania szampana, ślub, ciążę, seks, zakupy, szampana, porwanie, strzelaninę, przeszczep serca, rozwód, seks, zakupy, poćwiartowanego pudla (najsmutniejszy moment całej trylogii), i jeszcze więcej szampana, zakupy i seks, kolejne porwanie, kolejne seksy, więcej szampana, kolejną ciążę i kolejny ślub. Koniec. 

Fabuła się nie klei. Ciężko doprawdy uwierzyć w istnienie istoty aż tak płytkiej i głupkowatej jak rzeczona Laurita, chociaż jeszcze trudniej uwierzyć w głęboki afekt dwóch kolejnych mafiozów do naszej bohaterki. Parada postaci pobocznych przewijających się przez karty, z braku lepszego określenia, powieści również z realizmem ma niewiele wspólnego: mamy zdzirowatą przyjaciółkę, heteryka udającego geja, żeby się do ciężarnej Laurity poprzytulać, płatnego mordercę-surfera i bullteriera, z którego ma wyrosnąć w przyszłości wielki pies. Ale to wszystko jest pikuś. Pan Pikuś, jak mawiają w reklamie.

Największym grzechem w mojej opinii jest język, jakim te książki zostały napisane. Artykuły Pudelka i Faktu przy tym to prawie jak Dostojewski i Mickiewicz razem wzięci. Bezsensowne nadużywanie wulgaryzmów, mające zapewne udowodnić bezpruderyjność zarówno autorki, jak i bohaterki i coś, czego od czasów przeglądania FanFiction pisanych przez gimnazjalistów wprost nienawidzę: z braku lepszych określeń, nazywanie bohaterów poprzez kolor ich włosów. Dla przykładu: "blondynka miłośnie spojrzała w oczy czarnowłosego" - i tak w co drugim zdaniu. Aczkolwiek, wedle mojej pamięci, mamy tam głównie Czarnego i Łysego. Ale to jakby odrobinę mniej ważne. 

Podsumowując - Trylogia mafijna to potworek. Paskudny potworek z pustogłową bohaterką, której po jakiś 15 stronach zaczynasz życzyć śmierci i z każdym nieudanym zamachem bardziej wkurzasz się na ofermowatych bandytów (tudzież samą Lauritę, bo ona również próby zakończenia egzystencji podejmuje). Ale polecam do przeczytania - dlaczego niby kogoś ma nie rozboleć głowa, oczy i zęby?