czwartek, 3 marca 2016

Przeintelektualizowana popkultura



…. czyli dlaczego przestałam kochać Bonda i Batmana. Fanką Bonda i filmów komiksowych jestem od zawsze… a może jeszcze dłużej? Uwielbiam absurd, humor i dystans. Bonda jako niepoprawnego uwodziciela, pozbawionego skrupułów i … no coż… wyższych uczuć (poza niezachwianym patriotyzmem rzecz jasna). Idiotyczne gadżety, piękne samochody, przejażdżki czołgiem w smokingu. To jest Bond.

Lubię Spidermana – tego kreskówkowego, pełnego dystansu, autoironii i humoru. Młodego, pełnego życia i po prostu zabawnego.

Lubię Batmana – zblazowanego miliardera, w nocy walczącego z demonami mrocznego Gotham City – zaludnionego przez najdziewniejsze z możliwych stwory. Zwariowane, odrealnione, dziwne – w każdym chyba tego słowa znaczeniu. Mało ludzkie i realne.

Tak było do pewnego czasu. Ostatnio mamy zalew uczłowieczonych bohaterów. Niestety. Oczywiście nie twierdzę, że bohaterowie filmów nie powinni mieć cech ludzkich. Oczywiście, że mogą. Dlaczego nie? Ale na litość – wymyślcie sobie nowych. Zostawcie w spokoju Bonda i nie każcie mu przeżywać wzniosłych ludzkich uczuć, skoro przez całe życie był maszynką do, za przeproszeniem, bzykania i zabijania. Spocony Bond, przeżywający każdą podjętą decyzję? Takiemu mówię zdecydowane NIE.
Wspaniała wersja Batmana – z „czarnymi charaterami” z „trudną przeszłością”, „traumą” czymś tam jeszcze – zamiast zwykłych, normalnych, wrednych psychopatów. Tych psychopatów, którzy mieli swój urok. Paskudny a jednak.
I wreszcie Spider-Man – ten o twarzy Maguire’a. Dramat. Przestał być marvelowską rozrywką – stał się miauczącym, niedorobionym nastolatkiem, któremu nic w życiu nie wychodzi, a który zamiast sobie zacząć z czymś radzić krzywi się na granicy łez do lustra. Okropne. Przy czym Spider-Mana uratowano – powstały nowe filmy, bliższe temu, co lubię.

Wiem, że się czepiam, ale prawda jest taka, że jak idę na Bonda, Batmana czy Spider-Mana to chcę określonej rozrywki. Bardzo konkretnego typu. Nie chcę przeżywać wzniosłych ludzkich uczuć, nad którymi będę mogła dyskutować zawzięcie przy niszowym piwie w jakimś jazz-clubie z Panem z Brodą w plastikowych brelkach. Chcę strzelanin, seksu i przystojniaków. Chcę Q z jego wynalazkami, Alfreda z jego stoickim spokojem i Petera Parkera z jego zgryźliwym poczuciem humoru. Zamiast tego dostałam wymoczków, mięczaków i mazgajów. I słowo daję – tego nie kupuję. A jak będę chciała obejrzeć coś „wartościowego intelektualnie” to włączę sobie „Kotkę”, „Tramwaj” albo „Zabić drozda”… i pooglądam, i wtedy możemy pogadać o metaforach i paralelelach. A nie przy Bondzie i komiksach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz