piątek, 18 marca 2016

Dzisiaj drogie dzieci będzie pogadanka o cukrzycy.

Bo mnie znerwowały internety. Czytam i czytam i z podziwu wyjść nie mogę, że jeszcze żyję. Jak tylko otwieram jakąś stronę "pomocową" to dowiaduję się, że żeby żyć powinnam kłuć się 100 razy dziennie, wydawać fortunę i chodzić chronicznie nieszczęśliwa. 

Od 4 lat choruję na cukrzycę typu 1 - choroba autoimmunologiczna, która spowodowała wykończenie moich komórek beta, znajdujących się na wyspach trzustkowych (taak - wyspach a nie kosmkach) i odpowiedzialnych za produkcję insuliny. Tym sposobem - trzustka poszła na urlop bezpłatny, poziom glukozy we krwi sam się nie chce regulować i trzeba mu w tym pomagać. Ojej. Służy do tego insulina podawana w postaci zastrzyków, kilka razy dziennie - trudno i darmo - alternatywa mi się nie podoba. Prócz tego trzeba jakoś sprawdzić czy ten poziom jest przyzwoity - czyli dziabnąć się w palec, skorzystać z ustrojstwa zwanego glukometrem i, na widok wyniku pomiaru, wpaść w euforię, panikę lub depresję. I właściwie tyle. Aaa jeszcze jest jedna upierdliwość: zaleca się jeść regularnie. Co ileś-tam-godzin. Trzymam się tego, bo tak mi łatwiej. Przyzwyczaiłam do tego moich bliskich. I działa.


Ulubiony temat ostatnimi czasy: koszt utrzymania cukrzyka - insulina, paski, lancety, igły - w moim przypadku jakieś 100zł miesięcznie - z duużym naciągnięciem (i nie - nie odkażam paluszków przed dziabnięciem, innych części ciała również... "znieczulaczy" też nie używam... no poza takimi bardzo bez recepty). 


Kolejny mit: "specjalna dieta cukrzyków" (a tak na marginesie - zupełnie mi nie przeszkadza określenie cukrzyk - diabetyk mi za długo i za trudno). Specjalna dieta cukrzyka polega na tym, żeby w miarę możliwości się najadł i nie chodził specjalnie głodny (bo wiadomo: człowiek głodny=zły). Do tego musi przeliczyć sobie jedzenie na insulinę w wybrany i opanowany przez siebie sposób. A sposoby są rozmaite: WW, WW+WBT, kcl i mój ulubiony - okulistyczny (czyli to jedzenie WYGLĄDA mi na 12j insuliny). Cukrzyk (z DMT1) jada wszystko, co lubi. Chyba, że cukrzyk jest babą to wtedy pewnie wiecznie się odchudza i uważa na to, co pochłania (chyba, że cukrzyk jest babą i Mają  - bo ona może zjeść wszystko i dalej jest chuda i irytuje mnie wpisami o smalcu). Wtedy cukrzyk jada sałatę, i chlebek pełnoziarnisty, i rzodkiewki, i zupki jarzynowe bez tłuszczu... i ruskie pierogi, i parówki i pizzę bo słabą silną wolę też ma niekiedy. 

"Cukrzyca mnie ogranicza" - kolejny z moich ulubionych tekstów. Żyję, pracuję, kocham, podróżuję, piszę, wkurzam się, kłócę, godzę, gotuję, ciasta piekę, pływam, nawet (o zgrozo!) seks uprawiam. Ogródka nie bo nie mam ... niekiedy u Mamy albo "pożyczonej" Babci liście grabię. Robię wszystko to, co robiłam przed zachorowaniem, a niekiedy nawet więcej. Bo MOGĘ. 


Kiedyś trafiłam na jakiś "opiniotwórczy" program z gatunku "dokufikszyn", gdzie dzieć nastoletni ukrywał cukrzycę, bo na internetowym forum wyczytał, że faceci "w życiu nie zechcą dziewczyny z cukrzycą". Spieszę donieść, że to bujda na resorach. Mam od groma i trochę "zajętych" koleżanek i kolegów z cukrzycą i (uwaga!) zdrowymi partnerami... Bo wyobraźcie sobie - tym NIE DA się zarazić. 

A tak na marginesie - to nie mam cukrzycy od jedzenia cukierków... i Wy też jej od tego nie dostaniecie.

26 komentarzy:

  1. Jeśli słowo diabetyk jest dla Pani za trudne to nie mam więcej uwag i pytań!
    Życzę dużo zdrowia jak najdłużej. A! Artykuł o kosztach dotyczył dzieci i młodzieży z cukrzycą. Ale Pani nie jest chyba jeszcze mamą... To życzę powozenia w ciąży i żeby maleństwo było bez cukrzycy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co jest złego w słowie cukrzyk? Po prostu - cukrzyk? Żaden diabetyk, słodziaczek ani cukiereczek. A już jak rosły chłop o sobie tak mówi to idzie się porzygać.

      Usuń
    2. Ach jak cudownie być anonimem :) Spieszę donieść, że słowem nie wspomniałam o żadnym artykule, więc skąd wnioski, że oglądałam materiał propagandowy przygotowany przez moją ulubioną Gwiazdorską Rodzinę?
      W całej mojej wypowiedzi, subiektywnej jak to blogowe rozważania, słowem nie wspominam o kosztach utrzymania nieletniego cukrzyka, aczkolwiek skoro Anonimie poruszasz ten temat: dorośli zdecydowanie mają "drożej" choćby z tego względu, że wkłucia i pompy nie są refundowane po 26r.ż., o czym jak mniemam doskonale wiesz.
      Co ma moje ewentualne macierzyństwo do kompetencji w wypowiadaniu się o życiu z cukrzycą? Może ktoś mnie oświeci. To JA z nią żyję na dzień dzisiejszy i swoje życie dzisiaj opisałam.
      A co do niechęci do słowa diabetyk - po prostu mi się nie podoba i już ... nigdzie nie napisałam, że go nie rozumiem, ale widać Drogi Anonim ma problemy z rozumieniem czytanego tekstu.

      Morwa - ja jestem bardziej liberalna - mam to w nosie czy ktoś o sobie mówi słodziaczek czy cukiereczek ... aczkolwiek do mnie może tak się zwracać jedynie parę osób na świecie ;)

      Usuń
    3. A ja powiem, że masz większe doświadczenie z cukrzycą jako osoba, która sama na nią choruje, niż ja, jako matka obecnie 4,5 latki ( chorującej od 1,5 roku) nawet za 15lat !!! To nie ja jestem chora, mogę opierać się wyłącznie na teorii i tym, co przekaże mi dziecko, ale to nie są moje doświadczenia.
      A poza tym wraz z mężem popłakaliśmy się ze śmiechu, gdy czytałam mu ten wpis :D Nalezymy do rodzicow, którzy (jak my tak mogliśmy :P ) w kilka dni pogodzili się z chorobą dziecka, wzięli się w garść i nie rozczulają się nad sytuacją naszą i naszego dziecka :P a zaliczyliśmy między innymi wyrzucenie Majki z przedszkola. Owszem chodzę niewyspana, ale nie płaczę co wieczór itp. :P Co ze mnie za wyrodna matka cukrzyka. Buziole i do zobaczenia na tej normalnej grupie :P

      Usuń
    4. Tak tak - wyrodni rodzice, bla bla bla :D takich lubię, takich w miarę możliwości wspieram wiedzą, doświadczeniem i całym sercem :) I mam w nosie to, że mi ktoś powie, że nic nie wiem, bo nie mam chorego dziecka... szczególnie jak mi to powie ktoś, kto też takowego nie posiada :D Ja na pewno mam łatwiej, bo ja czuję co się ze mną dzieje - i tym bardziej podziwiam Rodziców, którzy sobie radzą z ogarnięciem dziecka i życia. Bo przecież poza cukrzycą jest jeszcze reszta życia. Buziaki i do zobaczenia - mam nadzieję że i tu i tam :*

      Usuń
    5. To w jaki sposób ktoś postrzega chorobę własnego dziecka to sprawa bardzo indywidualna. Kazdy z nas jest inny i innymi emocjami sie kieruje...
      Choroba dziecka w pierwszym momencie jest ogromnym ciosem dla rodzica...nikt z nas nie był przygotowany na diagnozę i na to z czym przyjdzie nam sie zmierzyć...na to nie mozna sie wczesniej przygotować.

      Ale...żadna "żałoba" nie moze trwać wiecznie. Rozpaczanie i traktowanie ct1 jako wyroku jest dla mnie niezrozumiałe.
      Moj syn(od ponad 3 lat ct1) jest dzieckiem, które całkiem normalnie żyje, chodzi do szkoły, jeździ na wycieczki, chodzi na urodziny do kolegów...na codzien nie ma ograniczeń. Jasne...musi mierzyć cukier i policzyc sobie posiłek, ale dla nas to taka sama czynność jak np. mycie zębów. Tez w nocy wstaje by sprawdzic poziom cukru, robię to juz automatycznie i bez budzika...tez jestem zmęczona a mimo to z uśmiechem na twarzy biegnę do pracy...

      To od nas rodzicow w duzej mierze zależy jak dzieci beda sobie radziły z własna chorobą. Jesli widzą ciagle zestresowanego rodzica, płaczącego i z nerwowością oczekującego na wynik jak na wyrok, to takie dziecko bedzie miało problem ze swoją chorobą...

      Drodzy Rodzice...jesli to czytacie...weźcie się w końcu w garść!!!
      Niech Wasze dziecko zacznie sie w koncu uśmiechać i cieszyć sie życiem jak rówieśnicy!!! Jesli nie potraficie sobie sami poradzić z chorobą swojego dziecka to poproście o pomoc psychologa...

      Pozdrawiam��

      Usuń
    6. No i oberwałam za Ciebie :) Nic nie szkodzi - dobra dyskusja nie jest zła. Na pewno masz rację co do nawyków: zmierzenie cukru przed posiłkiem to jak umycie zębów, czy wręcz sięgnięcie po widelec. Robi się i już - właściwie dzięki Bogu za pamięć w glukometrach, bo ja zaraz po pomiarze i "zareagowaniu" z reguły nie pamiętam wyniku.
      Z całą resztą też się zgadzam - choćby ze zwykłej przekory ;) Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
    7. Przykro mi, ze oberwałaś za mnie:-/

      Usuń
    8. A czym Ty się przejmujesz? "Ryzyko" wpisane w prowadzenie bloga. ;-)

      Usuń
  2. I w końcu ktoś dobrze napisał o cukrzycy. Bo jak czytam te internety to mnie krew zalewa. Żyję, nie wydaję fortuny, nikt się nade mną nie trzepie i nie trzepał. Ale kiedyś to było kiedyś, teraz mamusie chronią dzieci przed starciem kolanka, baaa nawet są takie, co to 25-latkowi insulinę podają. Ten świat się musi skończyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa taam insę podają - cukier w nocy mierzą, żeby 25-letniego dzieciątka nie budzić ;)

      Usuń
  3. A trzustka nie jest odpowiedzialna tylko za produkcję insuliny, więc gdyby poszła na urlop, miała by Pani dużo więcej hipo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani wie - pani rozumie, pani niekiedy używa skrótów myślowych :D

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpis jest subiektywny: MNIE kosztuje około stówki miesięcznie. Co do diety - większość z nas ma kiepskie lub beznadziejne nawyki żywieniowe. To nie jest moja opinia - to są fakty. Twoja reakcja na kanapki - taka sama jest przy zdrowym organizmie tylko on sam sobie te koszmarmne ilości insuliny dostarcza, bez wiedzy "reszty ciała". Wyraźnie napisałam, że ja permanentnie jestem na diecie - bo chcę dobrze wyglądać. Przez czas jakiś nie byłam to przytyłam (mierząc cukier i reagując glikemie miałam opanowane). W związku z tym zmieniłam nawyki na lepsze... Co do LCHF - jeśli u Ciebie się sprawdza to świetnie :)

      Usuń
  5. A mnie zdenerwował ten wpis ... Mój syn choruje 6 rok ... Los mu taką niespodziankę zgotował na 7 urodziny i pierwszą klasę. Staramy się żyć normalnie, żyć, śmiać się, kształcić, podróżować ... ale nienawidzimy tą chorobę, dezintegruje nasze życie, wymaga poświęceń i wiele zmieniła NIE NA LEPSZE A NA GORSZE ... Weźcie w garść ? Co to za "dobre rady" ... Jesteśmy wzięci w garść, że mocniej się nie da ... Ale to nie pomaga w wyrównaniu cukru, w dobrym samopoczuciu, w emocjach i w kosztach leczenia ... I nie zamierzam udawać, że jest super bo nie jest ... I może dajesz sobie radę z tą chorobą ... ale w obliczu choroby własnego dziecka to staje się zupełnie inną bajką ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwileczkę - gdzie ja napisałam, że ktoś ma się wziąć w garść? Owszem - jest taki komentarz pod postem ale nie mój. Napisałam notkę o MOIM życiu z cukrzycą - nie zmuszam nikogo do przyjęcia mojej postawy. Gdzieś tam "pod spodem" napisałam że podziwiam rodziców ogarniających cukrzycę swoich dzieci - skąd te nerwy? Swoją drogą - "weźcie się w garść"? Nie używam tego określenia. To określenie RODZICA DZIECKA Z CUKRZYCĄ - nie moje... Taak - radzę sobie i mam zamiar robić to dalej.
      Nie udaję, że jest super - po prostu żyję. Czy to doprawdy aż tak trudno zrozumieć? Czy to takie dziwne, że nie robię z tego dramatu i nie chodzę skrzywiona całe życie? Nie mój styl, nie moje metody. Ty masz własne.
      A dobre emocje pomagają w wyrównaniu cukru. Jak to napisała wczoraj Maja: "jak jestem szczęśliwa to mam lepsze cukry". Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Tak sie składa, u mojego dziecka rowniez na poczatku 1 klasy zdiagnozowano, teraz jest w 4 klasie i radzi sobie znakomicie jak na 9-latka.

    Tak, trzeba "wziąć sie w garść" bo innego wyjscia nie ma, zycie toczy sie dalej i nalezy iść do przodu. Cukrzyca to nie wyrok ani koniec swiata!

    Znam jedna mamę, która ma 5 dzieci i 3 jest chorych a ona sama walczy z rakiem.
    Nigdy nie użalała sie nad sobą i swoimi dziećmi chociaż z pewnością jest jej bardzo cieźko.
    Jak widzę przed kamera rodzicow dziecka z ct1 z najnowsza pompa i cgm, wprowadzających widzów w atmosferę pełna dramaturgii to nie rozumiem tego swiata...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo dramat lepiej się sprzedaje niż optymizm i normalność

      Usuń
  7. noo tak tylko oddać panience dziecko 4, 5 letnie pod opiekę na tydzień, do tego chore z biegunka i wymiotami i budżet poszedłby w las...jakie ograniczenia...no cóż jeśli mama takiego dziecka musi rzucić prace - e co tam dla panienki. A czy panienka wyobraża sobie małe dziecko które robi sobie pomiary, oblicza jedzenie na wymienniki i jeszcze robi sobie zastrzyk...no tak to tez jest możliwe, choroba bez ograniczeń, a może znosic placz dziecka ktore chce loda albo wate cukrowa w wesołym miasteczku bo wszystkie dzieci jedzą a ja odpowiadam- kochanie przecież wiesz że tobie nie wolno, musimy to zaplanować, a ono płacze i wszyscy wokoł mysla co za matka nie umie wychowac...- to tez nie jest ograniczenie i to tylko szczatkowe przykłady .... Nie no da sie z tym żyć...ale jakoś tego życia...niech panienka odpowie sobie sama...TO JEST POROSTU CHOROBA BEZ OGRANICZEŃ tak?!!! ŻAŁOSNE, przepraszam ale nie mogłam się powstrzymać od skomentowania tego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żałosne Droga Pani jest nieprzeczytanie posta ze zrozumieniem i obrażanie ludzi :)

      Usuń
  8. Mity o cukrzycy czas obalić :) Każda choroba wymaga leczenia, i takie są fakty - a że cukrzyca nie jest ani zaraźliwa, ani meeega droga w owym leczeniu, to chyba należy społeczeństwu sukcesywnie uświadamiać. I przede wszystkim: nie wstydzić się. Świetna robota!

    OdpowiedzUsuń
  9. ja to w ogóle nie istnieje, i mam tą lżejszą cukrzycę i dziecko nawet urodziłam. O dziwo zdrowe ;)

    OdpowiedzUsuń