poniedziałek, 30 maja 2016

Kwestia priorytetów.

Tradycją staje się powoli, że popełniam notki, kiedy ktoś lub coś mocno mnie zirytuje. I znowu. Zirytowałam się ostatnio potężnie, chociaż pewnie odrobinę bezpodstawnie. Ale do rzeczy. 

Żyję życiem mocno przeciętnym -w sensie finansowym w każdym razie. Szału nie ma, dramatu też nie - ot takie zwykłe, przeciętne życie dwojga przeciętnie zarabiających ludzi w pewnym wieku. Nic wielkiego. Zawsze mogłoby być lepiej... ba niekiedy bywało. Mogłoby być również gorzej - i też bywało. I to nie raz ani nie dwa razy. Ot życie. 

Po co o tym wspominam? Bo ostatnio spotykam dziwnych ludzi. Takich, dla których strasznie ważne i imponujące jest to, na ile może sobie finansowo pozwolić. Bo nowego Mustanga (i nie dżinsowego ani nawet na czterech kopytkach) jeden sobie kupił i szpan na wsi, a drugi motocykl full wypas, trzeci mieszkanie ileś-tam-metrów (szczerze - nie wiem, nie zwracam uwagi to i potem nie pamiętam). I tak niby-że-przypadkiem wspominają. I że niby ma to zrobić wrażenie... Ale że na mnie? No nie. 

Nie imponuje mi kryzys wieku średniego ani brak innych tematów do poruszania oprócz własnych "osiągnięć", szczególnie kiedy okazuje się, że poza tymi finansowymi to niestety innych nie ma. I pogadać nie ma o czym. 

U nas też mogłoby być śliczniej finansowo. Gdybym nie była taka uparta. Gdybym nie uparła się, że po to żyję z Facetem, żeby z nim jeść, spać, budzić się koło niego, podróżować, zwiedzać i być. RAZEM. Tak po prostu. To jest dla mnie ważne, a nie 10 000plnów z delegacji. Ani wizja większego mieszkania czy nowego auta albo cholera-wie-czego. Bo akurat dla mnie się to nie kalkuluje. Bo lubię być z NIM a nie sama, bo cyferki na koncie nie przytulają, nie robią herbaty, nie pamiętają, że do pracy zabieram owoce a posiłki jem o stałych porach, bo nie pójdą ze mną na rower, urodziny mojej Mamy i nie nazwą wariatką wtedy, kiedy na to zasługuję. Bo z cyferkami na koncie się nie pokłócę, nie pokrzyczę na nie a na koniec (wybaczcie Dzieci) nie pójdę z nimi do łóżka.

I dlatego właśnie lubię swoje nieidealne życie, z ciągłym deficytem gotówki, za to z czułością, uwagą i troskliwością (nawet jeśli w dość kolczasto-kanciastym opakowaniu). Bo to po prostu kwestia priorytetów... 

7 komentarzy:

  1. Bycie z kimś albo obok niego to kwestia priorytetów. Wszystko zależy od tego czy komuś zależy na pieniądzach czy na obecności i wsparciu. Ja nie wytrzymałam w związku opartym na wiecznej rozłące, wyjazdach itp. Po prostu to nie dla mnie.
    http://www.aleksandramakota.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tkać nie umiem - na Penelopę się nie nadaję ;)

      Usuń
  2. O taaak, to zmora dzisiejszych czasów. Część z nich leczy kompleksy braku kasy w dzieciństwie,a druga brak miłości :) Są też tacy co dobierają się w parze i ich wyznacznikiem są nowe samochody, nie ilość wspólnie spędzonych miłych poranków..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że ci ludzie poza wszystkim mają jednak okropnie nudne życie... tak mnie teraz naszło... ;)

      Usuń
  3. obecność - tak ważna, a tak często w tym całym wyścigu szczurów się o niej zapomina... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie lubiłam się ścigać... no może w NFS, ale to się nie liczy ;)

      Usuń
  4. Myślę podobnie. W końcu pracuje się po to by żyć a nie żyje się po to, by pracować.

    OdpowiedzUsuń