piątek, 8 kwietnia 2016

O jak ja kocham krytykować.

Pod tym względem jestem zdecydowanie zgodna z charakterem narodowym. Uwielbiam się czepiać, krytykować i marudzić. Ale dlaczego? Po co? Ano bo przecież tak jest łatwiej. 
Każdy człowiek jest ekspertem od wszystkiego, a już szczególnie wiele ma do powiedzenia na tematy, o których nie ma zielonego pojęcia. Nie wiem czy to polska cecha narodowa czy ogólnoludzka? Trudno mi się jednoznacznie wypowiedzieć na ten temat - choćby dlatego, że przedstawicieli "zagramanicy" zbyt wielu nie znam. Wiem natomiast doskonale jak to wygląda na naszym rodzimym podwórku. A wygląda dość paskudnie.
Lubimy krytykować wszystko i wszystkich. To się najlepiej sprzedaje, to sprawia największą przyjemność, daje największą satysfakcję. Nie będę za głęboko wnikać w psychologiczne motywy takiego postępowania, bo najzwyczajniej w świecie mi się nie chce (druga cecha narodowa - lenistwo, a bardziej niechciejstwo totalne). U siebie jestem - wolno mi. 
Szczególnie dobrze krytykuje się osoby, które są od nas w czymś lepsze: ładniejsze, zgrabniejsze, lepiej ubrane, zdolniejsze w jakiejś dziedzinie. Kilka przykładów, żeby nie było, żem gołosłowna. Jedna ze znanych mi dziewczyn uwielbia ćwiczyć - bzika ma na tym punkcie totalnego, tyra przy tym jak wściekły wół. Jakim cudem godzi toto, pracę zawodową i wychowanie fantastycznej córki to ja nie wiem, ale zdolna z niej kobita. Efekt jest łatwy do przewidzenia: świetna figura, endorfinki i takie tam. Efekt uboczny: ciągła krytyka, że kult ciała, że przesadza, że za chuda ... Oczywiście - najchętniej krytykują te osoby, którym tyłka z kanapy ruszyć się nie chce, a wszystko co zielone omijają szerokim łukiem.
Przykład nr dwa - inna ze znajomych postanowiła zmienić pracę. Raczej na lepszą niż gorszą. Poszła, dostała, zadowolona. Głosy zza ściany: "dostałaś bo sukienkę założyłaś na rozmowę". A ja się grzecznie pytam kto "głosom" zabrania ubrać kiecki, ba - nawet szpilek jak chcą i iść na rozmowę w sprawie pracy. Bądźmy wielkoduszni - głosy płci dowolnej niech się w te kiecki wystroją. Któż im broni? 
Przykładów można mnożyć na pęczki, pęczki na stosy, stosy na góry. Bo tak już mamy. Jak komuś nie daj Boże się powodzi to najlepiej go skrytykować. Najczęściej lubimy ludzi tak długo, jak długo powodzi im się gorzej niż nam. Wtedy jest fajnie - można sobie spoglądać z wyższością, pławiąc się we własnym szczęściu i radości. Gorzej jak ktoś z tego dołka wyłazi - wtedy lepiej, tak na wszelki wypadek, od razu zacząć krytykować. Ot tak, bo może odechce mu się wyłazić przed szereg? A przede wszystkim przed nas. 
Nie jestem święta, aczkolwiek się staram. Robię co mogę, żeby z wrodzonym krytykanctwem nie przesadzać. Bo wolę mówić moim przyjaciołom, że im się uda, że trzymam kciuki i chcę żeby było dobrze. 

4 komentarze:

  1. Znam też takich, którzy coś tam robią, powiedzmy, że nawet im to wychodzi. I oni, oto, są przekonani, ze tylko oni to robią i są jedynymi ekspertami w dziedzinie. A jak trafiają na kogoś, kto jednak wie od nich więcej, to albo foch albo mina bezcenna...

    OdpowiedzUsuń
  2. jakd la mnie to polacy typowi cebulacy tylkonarzekaja a nie daj boze cos sie komus uda to juz na niego linczuja
    http://happinessismytarget.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń