środa, 20 kwietnia 2016

Z zasady staram się nie zaglądać ludziom...

... do szafy, portfela, łóżka i talerza. Z bardzo prostej przyczyny: to po zupełnie nie moja sprawa. Ale (bo zawsze jakieś ale być musi) jak wszystkim wolno pisać o modzie to mnie też. Będę modna i napiszę o modzie, i ciuchach, i fryzurach, i brodach, i wszystkim, co jeszcze wymyślę. 
Oj mody to ja nie lubię - znaczy lubię ubrania, a jakże. Jak to baba - lubię czuć się ładnie i ewentualnie nawet ładnie wyglądać. Szczególnie lubię czuć się ładnie i wyglądać ładnie w tym samym momencie. Nawet mi się to niekiedy zdarza. Rzadko natomiast zdarza mi się wyglądać modnie. I piszę to  całą odpowiedzialnością i świadomością. Bardzo rzadko bywam modna. 
Biorąc pod uwagę sposób nabywania przeze mnie lwiej części zawartości mojej szafy (która znowu domaga się remanentu) czyli "spadków i darowizn" ... no cóż -raczej zgodnie z najnowszymi trendami nie będę. Ojej. Tragedia - życiowa. No przynajmniej dla niektórych. Swoją drogą - kupowanie ubrań w "normalnych sklepach" przeze mnie to temat na osobną notkę i kiedyś Was pewnie tym uraczę, ale to nie dzisiaj. Buty lubię kupować, i torebki. Żeby nie było, że taka całkiem beznadziejna jestem.
Moda mnie irytuje - tak jak mnie irytuje większość form narzucania mi czegokolwiek. Moda w ujęciu najpopularniejszym. Czyli te wszystkie trendy, masthewy i inne abolutlifabiulusoutfity. Jak jeden Pan z drugą Panią gdzieś zagramanicą wykombinują, że mamy nosić bluzkę w kwiatki i ogrodniczki to nagle na ulicy nie widzę nic innego niż dziewczęta w wieku dowolnym (oj bardzo dowolnym) w bluzkach w kwiatki i ogrodniczkach, które nie zważając na ryzykowność połączenia i własne warunki psychofizyczne poginają po mieście w rzeczonej garderobie. I zaczyna się atak klonów. Dlaczego akurat ogrodniczek się przyczepiłam? Bo to okropnie niewdzięczna i bezkształtna część garderoby, w której akurat tak naprawdę nikt dobrze nie wygląda - no może te 13-15-letnie dziewczynki z fotek promocyjnych, poratowane fotoszopą albo innym programem. Słowo daję - w przyrodzie nie spotkałam nikogo, kto by w tym zgrabnie wyglądał. A modę na ogrodniczki przerabiam co najmniej drugi raz w życiu. I pół biedy jeśli ktoś się w tych gaciach dobrze czuje. Jest mu wygodnie, Czuje się sexy i jest to jego styl. Daj mu Boże - niech sobie nosi na zdrowie. Gorzej jeśli jest to kwestia "noszenia bo modne" i wyrzucenia w przyszłym roku, bo pewnie w następnym sezonie modne będą pumpy z pomponami albo coś równie egzotycznego (więc szanse, że w przyszłym roku ja będę mieć na własność ogrodniczki rosną, ale na szczęście moje "główne źródło zaopatrzenia" ma zdecydowanie krótsze nogi i spodni nie dziedziczę). 
Kolejne, co mnie drażni (oprócz wspomnianych ogrodniczek) to "męska" moda na szogunów. Jakimś cudem udało mi się przetrwać (no prawie, bo jeszcze ich widuję) szał na brodate stworzenia w plastikowych brelkach, włosach na piance i różowych rurkach - zastąpili ich szoguni. Młodszej części czytelników polecam sprawdzić na filmwebie serial z Richardem Chamberlainem. Oglądać nie musicie. I poważnie się zastanawiam kto im wmówił, że przylizany żelem placek z włosów na czubku głowy z dodatkowo odstającą raczej zabawnie kituszką w zestawieniu z wygoloną na (prawie lub całkiem) łyso resztą wygląda rewelacyjnie i superseksownie. Spieszę donieść że wygląda jedynie śmiesznie. Ewentualnie jeszcze ... lepko ... Raz w życiu widziałam takiego szoguna na swoim miejscu: w jednym z centrów handlowych pracował w knajpie z sushi. Swoją drogą - przykuse marynarki i różowe koszule w czerwoną krateczkę też jakoś mnie nie zachwycają. No ale mnie trudno dogodzić. 
Co wcale nie zmienia faktu, że jak komuś z tym dobrze to uprzejmie proszę - nawet niech sobie i pudrowaną perukę ubierze. I kwiatki do niej poprzypina. I niech się z tym dobrze czuje. 
Moja Babcia - cudowna osoba. Pewności siebie miała za 15 innych osób. Nadwaga spora, miłość do krzykliwych barw jeszcze większa. Jej zawdzięczam co prawda moją własną nienawiść do kokard i falbanek (bo z uporem godnym lepszej sprawy upiększała mnie w ten sposób), Wyobraźcie sobie, że była to chyba jedyna znana mi osoba, która w czerwonym (bardzo czerwonym) żakiecie, klipsach-stokrotkach i buraczkowej spódnicy nie wyglądała jak przygłup. Bo czuła się w tym dobrze. I tego sobie i Wam życzę, żeby niezależnie od mody, znaleźć to, w czym czujemy się dobrze. Ubrani a nie przebrani. 

5 komentarzy:

  1. Niestety są całe rzesze ludzi, kupujące i noszące to co akurat jest w sklepach. A ciuchy z zeszłego sezonu już stare i sprane (jasssssne) więc wstyd się pokazać. No i argument koronny - koleżanka ma taką kieckę, to kupię podobną i pokażę, że lepiej wyglądam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to zdecydowanie przekracza moje możliwości pojmowania... no ale ja całe życie durna byłam i już mi chyba tak zostanie :D

      Usuń
  2. Wczoraj spotkałam się z koleżanką i poruszyłyśmy temat klonów właśnie. To jest straszne, że 3/4 ludzi na ulicach wygląda tak samo. A nastolatkowie robią wojnę rodzicom, kiedy nie chcą im kupić superstarów i croptop'a...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale że czego? :D Widzisz - ja nie dość, że nie na czasie to jeszcze niedoinformowana ;)

      Usuń
  3. Pamiętam do dziś miałam wieki temu w szkole taką sytuację, że kupiłam sobie buty czy bluzę (nie pamiętam), przyszłam w tej rzeczy do szkoły a na drugi dzień laska skopiowała mój styl. To czyste chamstwo nikt nie chce wyglądać tak jakby miał milion bliźniaczek czy bliźniaków .

    OdpowiedzUsuń