niedziela, 3 lipca 2016

Afera goni aferę....

Dawno dawno temu, kiedy jeszcze nie było internetów (taak - ja wiem, że mało kto pamięta, ale proszę sobie to wyobrazić) istniała instytucja zwana "jedna pani drugiej pani" - czyli plotka po prostu. Gorszą jej formą i równie rozpowszechnioną było donosicielstwo czyli: "jedna pani drugiej pani o tym co trzecia pani pierwszej pani o tej drugiej powiedziała". Level hard jak to mawiają starzy Rosjanie. 

W dobie internetu i mediów społecznościowych szlachetna instytucja plotki i donosicielstwa ma się jeszcze lepiej niż to drzewiej bywało. Z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze: plotki nasze i donosy zyskały nowy, znacznie szerszy zasięg. Po drugie - stały się zdecydowanie łatwiejsze do rozpowszechniania. Ogólnodostępność internetu, wspomnianych mediów społecznościowych i funkcjonalności "print screen" powoduje wysyp donosów, afer i głupot tego rodzaju.

Szczególnie upodobali to sobie członkowie przeróżnych grup fejsbukowych - nie dość, że plotkują bez opamiętania, to jeszcze donoszą na siebie nawzajem. Jak słowo daję: cyrk w cyrku. Jako aktywna "działaczka" kilku takich grup afer koperkowych na tematy rozmaite "przerobiłam" co najmniej kilka.

Pierwsza, którą pamiętam, to na jednej z grup "pomocowych" (w formie tej najgorszej czyli ograniczającej się do wzajemnego jęczenia i głaskania po główkach, jak również akcji "szczytnych" w rodzaju zbierania zużytych pasków testowych do mierzenia poziomu glikemii - do tej pory nie wiem co założyciel grupy zamierza z nimi zrobić) wyrzucono kilka(naście?) osób za nieprawomyślność (czyli brak zgody na robienie z dzieci niezdolnych do samodzielnego funkcjonowania kalek). Kiedy osoby te gdzieś  tam się poodnajdywały, nagle okazało się, że "skriny" z ich dyskusji trafiają na tamtą grupę. 

Następne afery właściwie były podobne - ktoś kogoś gdzieś obgadał, a inny coś głupiego napisał i nagle internety wrzały. Kotłowało się i kotłuje w sumie dalej, bo dzień bez afery skrinowej to dzień stracony. A ja się zastanawiam po co?

Tak naprawdę to zastanawiają mnie dwie rzeczy: kto się w coś takiego bawi i właściwie w jakim celu. Znaczy, że w celu siania zamętu i fermentu to ja wiem, tylko jaki ma własny, osobisty z tego użytek? Bo takiego trolla-donosiciela raczej nikt nie lubi i na dłuższą metę nie będzie trzymał w pobliżu siebie. Jakąś dziką satysfakcję ma z robienia ludziom na złość? Ze sprawiania przykrości?

Z drugiej strony zazdroszczę: nadmiaru wolnego czasu i biegłości w obsłudze smartfonów i komputera, bo robienia skrinów naumiałam się dopiero niedawno i dalej mi to kiepściutko idzie. A i czasu na śledzenie kto co komu o kim i po co nagadał jakoś nie mam. A już na donoszenie, podpierdzielanie i inne tego typu aktywności to mi w ogóle energii brakuje. Zdecydowanie lenistwo wygrywa u mnie z miłością do skandali.

4 komentarze:

  1. Nigdy nie lubiłam plotkować. Owszem nie da się tego uniknąć bo żyjemy w takim społeczeństwie w jakim żyjemy. Sama nie rozumiem kto i jaki ma cel w tym aby komuś powiedzieć, że ktoś coś o tym kimś powiedział. Jak mi coś nie pasuje to po prostu mówię o tym otwarcie osobie z, którą ma problem. Może i czasem jest to brutalna szczerość ale ja wolę być szczera i mówić co mi na sercu leży niż bawić się czy słuchać pomówień, które często prawdą nie są.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie tu skandal, przygoda, dreszczyk emocji? ;)

      Usuń
  2. Też byśmy się chcieli nudzić tak jak autorzy tych afer. Również zazdrościmy im "nadmiaru wolnego czasu". Pozdrawiamy i życzymy miłego dnia

    OdpowiedzUsuń