niedziela, 19 maja 2013

Torebkowanie...



Mam totalnego bzika na punkcie torebek – znana jestem z tego. Szczególnie moja Mama jak zarazy unika chodzenia ze mną po sklepach, w których można się przy wystawce z torebkami zatrzymać. Uwielbiam je oglądać … no i kupować.
Torebka idealna – ma być ładna, w pięknym kolorze i … cóż – wołać do mnie wielkim głosem: „jestem Twoja”. Najczęściej, kiedy już idę z zamiarem dokonania zakupu – idę po czarną torebkę. Bo klasyczna, uniwersalna i praktyczna. Tym sposobem nabyłam już: dwie czerwone, chabrową, zieloną, koralową i beżową… Czarną kupiłam ostatnio – przez przypadek. Bo akurat poszłam bez konkretnego planu.
Moja torebka musi być pojemna – mam całe mnóstwo rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie życia. Portfel, telefon, kilka kompletów kluczy, glukometr, insulina, kosmetyki i eksiążek. Naprawdę ciężko to upchnąć w kopertówce.
Ano właśnie – jeśli chodzi ostanio o kupowanie torebek to muszą spełniać bezwzględnie jeden warunek – mieścić glukometr i opakowanie z penem. Całkiem maleńkie kopertówki odpadają (zresztą i tak wyglądam z nimi śmiesznie). No to teraz na zakupy? Nie no – dopiero po wypłacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz