…a ja dalej tkwię w przedszkolu, albo najdalej we wczesnej podstawówce. Ludzie rzekomo dorośli, po trzydziestce wszyscy, a zachowują się jak obrażone dzieciaki. „Nie baw się z nimi, bo ja się z nimi nie bawię.” , „Nie lubię jej, gupia jest – nie baw się z nią!”. Tu jeszcze następuje foch z przytupem, obrażona minka i tupanie nóżkami w miejscu. A ja bardzo nie lubię jak ktoś mi mówi z kim mogę się bawić, przyjaźnić czy po prostu rozmawiać. I narasta we mnie, mało dojrzały, bunt. A właśnie że będę i nikomu nic do tego… A bardziej poważnie – jeśli ktoś ma komuś coś do powiedzenia, to chyba lepiej załatwić to sobie we własnym gronie zamiast intrygować, mącić i skłócać? Bo i po co? Czy to komuś w czymś pomoże? Tak czy inaczej moim bliższym i dalszym znajomym życzę choć odrobiny dojrzałości, bo chyba najwyższa pora otrzepać z sukienek piasek z piaskownicy i przestać się naparzać szpadelkami, a zacząć po prostu, po ludzku rozmawiać… i powyjaśniać pewne kwestie. Ale to już temat na inną historię… daleko bardziej zagmatwaną.
wtorek, 4 sierpnia 2015
środa, 29 lipca 2015
Nie ogarniam...
W internetach wrze za sprawą nowego fejsbukowego wydarzenia „w 2015 nie będę mieć dziecka”. No dobrze – ja pewnie też. Nic wielkiego? Ano jednak zrobiła się z tego sprawa na miarę afery międzynarodowej. Publiczna deklaracja nieposiadania dziecka w danym roku stała się polem bitwy między „mamusiami” a „światłymi i niezależnymi” czy jak ich tam nazwać, żeby nie obrazić. Ze swojej strony rozumiem zarówno chęć posiadania potomstwa (nie nie nie – nie żeby ktoś zajął się mną na starość, albo zarobił na moją emeryturę) jak i brak takiej wewnętrznej potrzeby. Wolny wybór każdego i tak powinno być to traktowane. Obrzucanie się kalumniami, szkalowanie i teksty poniżej wszelkiego poziomu (każdej ze stron) moim zdaniem są bez sensu. Ktoś nie chce, nie może, nie potrzebuje mieć potomstwa – jego wybór, jego sprawa, jego życie. Ktoś inny ma dzieci, pragnie ich, uwielbia – tak samo.
Społeczeństwo się spolaryzowało: mamy wyraźny podział na „matki walczące” i „antynatalistów” – wojna domowa wisi w powietrzu, a ja się zastanawiam gdzie tu miejsce dla mnie? Bo chyba nie pasuję
środa, 1 lipca 2015
Dzieje się na świecie...
Odrobinę zbulwersowana obejrzałam ostatnio w telewizorni relację z „wizyty” w Polsce „drona aborcyjnego”. No czego to ludzie nie wymyślą… Co mnie zbulwersowało? Po pierwsze idiotyczne zachowanie P. Feministki, która w ramach robienia z siebie centralnego punktu przedstawienia, z apetytem pożarła tabletkę wczesnoporonną… No ok – chciała – zjadła. Może głodna była? Bo podejrzewam, że mimo wszystko nie w ciąży. Dlaczego mnie to bulwersuje? Bo jako osoba, było nie było, chora uważam, że atak na własne zdrowie nieuzasadniony okolicznościami (za uzasadnione okoliczności uważam ratowanie życia swojego, bądź innych, a nie idiotyczne z gruntu przedstawienie dla mediów) za przejaw kompletnego braku rozumu. Pomijając kwestie etyczno-moralne w sprawie aborcji, uważam że przyjmowanie jakiś końskich dawek hormonów tylko po to, żeby zrobić Panu Policjantowi zza Granicy na złość to głupota – i to mnie bulwersuje.
Co dalej? Dalej równie mocno poirytowała mnie Pani Założycielka grupy organizującej rzeczony event – wypowiadająca się, moim zdaniem kompletnie bez sensu. Pani owa stwierdziła co następuje: „W Polsce powinien być dostęp do aborcji na żądanie, bo nie ma edukacji seksualnej młodzieży.” Na zasadzie dofinansujmy kierowcom remont zawieszenia, zamiast naprawić drogi w kraju. Nie jestem fanką zakazu aborcji, bo wychodzę z założenia, że kto będzie chciał i tak się jej podda, a tego, kto nie chce żadne przyzwolenie tego nie zmieni.
Nie nie nie – zdecydowanie nie popieram aborcji – uważam, że traktowanie (jak by na to nie patrzeć) uśmiercenia własnego dziecka (i taak – uważam, że to już jest dziecko, a jako osoba, która w ciąży bywała przyznaję sobie do tego prawo i już), nie powinno być metodą antykoncepcji „po”. Nie chcesz dziecka? Oddaj je – są „okna życia”, są możliwości adopcji – ręczę, że ktoś na pewno będzie zachwycony, mogąc je wychować.
Co do tematu edukacji – jak każdy brak edukacji boli mnie potwornie. Bo nie rozumiem, dlaczego tak trudno jest przekazać bardzo prostą prawdę: „uprawiasz seks – możesz zrobić dziecko”?
środa, 31 grudnia 2014
Znaczy się, że trzeba podsumowanie zrobić?
Bo rok się kończy – taka pora podobno. No dobrze: rok był ciężki, paskudny i dał mi w kość jak mało który przed nim i mam nadzieję, że od jutra tylko lepiej. Żeby nie marudzić – były chwile fajne, miłe cudowne, magiczne – ludzie, których poznałam i nie wyobrażam sobie bez nich życia, wzloty i upadki zdrowotne, zawodowe, uczuciowe i wszelkie inne – taki sobie rok, ale byle do przodu, przed siebie i od czasu do czasu przynajmniej z chwilą na podziwianie widoków – ot taki pomysł na 2015.
sobota, 6 grudnia 2014
Ciap, ciap – czyli powódź w niedzielny poranek…
Po sobotniej imprezie w doborowym towarzystwie – Autorka, Współlokator i Kolega, w niedzielny poranek nastąpiło dość zaskakujące przebudzenie. Współlokator idąc po omacku w kierunku naszej przecudnej urody łazienki (taak – biorąc pod uwagę, że przez miesiąc żyłam bez tego udogodnienia, to nawet moja daleka od ideału jest przecudnej urody) doznał czegoś w rodzaju lekkiego szoku połączonego z niedowierzaniem. „Myszka – mamy basen w łazience!?” Faktycznie – mało tego, że w łazience, to jeszcze w przedpokoju (częściowo) i na klatce schodowej – po prostu bajka. Niedzielę zaczęłam od latania po klatce schodowej na szmacie do podłogi i dziękowaniu niebiosom za mieszkanie na parterze… A teraz toaleta czeka na wymianę, a funkcję spłuczki pełni gustowne żółte wiaderko – pięknie po prostu
piątek, 10 października 2014
niedziela, 11 maja 2014
W przededniu zmian...
…życiowych – tych wielkich. Jeśli dobrze pójdzie to przewrócę swoje życie do góry nogami – który to już raz? Kombinuję, boję się, martwię i jestem podekscytowana. Czyli taki pełny zakres wszelkich możliwych odczuć. Konkrety? Będą jak już będzie konkretniej, a na razie – pomartwię się, poniepokoję, postresuję – a co? Nie wolno mi?
Subskrybuj:
Posty (Atom)